Nalencianum res est |
NR 7/2022 Październik 2021 - Sierpień 2022 |
Drodzy Nałęcze
Minęła kolejna połowa roku. W minionym półroczu wiele się wydarzyło. Pandemia, na szczęście, zaczęła powoli wygasać ale niestety nie do końca. Zaszokowała nas informacja o napaści Rosji na Ukrainę. Minęło już ponad sześć miesięcy ale wojna nadal trwa. Wojska ukraińskie stawiają opór. Niestety nie widać możliwości zakończenia konfliktu. Napłynęła do Polski ogromna fala uchodźców. Spotkanie Wielkanocne Koła Nałęczów. 01 kwietnia 2022 r., po wielomiesięcznej przerwie spowodowanej pandemią Covid , w nowoczesnej sali biblioteki warszawskiej odbyło się spotkanie członków Stowarzyszenia Koło Nałęczów. Po tak długim okresie nie widzenia się, przywitaniom i rozmowom nie było końca. Z uwagi na nieobecność pani starosty, Zgromadzonych przywitał pełniący funkcję pisarza członek zarządu – Ludwik Chełmicki. Przekazał on pozdrowienia od osób, które głównie ze względów zdrowotnych nie mogły wziąć udziału w uroczystości. Pan Andrzej Lesiecki , wraz z pozdrowieniami sprezentował zainteresowanym , opracowany przez siebie list Ferdynanda Ossendowskiego. Skarbnik Koła – pan Mirosław Kęszycki poinformował, że aktualnie ( 31.03.2022r.) na koncie bankowym stowarzyszenia znajduje się 6009,00 złotych. Pan Topolski przypomniał, że na stronie internetowej Koła znajdują się wspomnienia pana Mirosława Kęszyckiego a także informacja o założycielu Stowarzyszenia - panu Idzikowskim. Po krótkim omówieniu spraw ogólnych , głos zabrał pan Mateusz Nałęcz, który promował swoje opracowanie p.t. „500 lat rodu Nałęczów w ziemi ciechanowskiej”. Dobrze napisana i opatrzona wieloma przypisami książka spotkała się z żywym zainteresowanie obecnych. Pan Nałęcz opowiadał o swoich osobistych refleksjach jakie mu się nasunęły podczas pisania, podkreślał jak ważna jest pamięć rodzinna i zaangażowanie członków rodu w odkrywanie historii rodziny. Autor nie jest historykiem, napisana przez niego książka nie była recenzowana. Pan Nałęcz dobrowolnie poddał ją ocenie przez pracowników wydziału mediewistyki na uniwersytecie im. M. Kopernika w Toruniu. Wydane przez niego opracowanie spotkało się z przychylnym przyjęciem a autorowi gratulowano profesjonalnego podejścia do tematu. Pan Mateusz Nałęcz zachęcał wszystkich zebranych do opisania historii swojego rodu i wydania tych wspomnień w formie książki. Kolejnymi prelegentami byli panowie Mirosław Kęszycki i Igor Niewiadomski. Panowie przedstawili w skrócie dzieje rodziny Kęszyckich , w tym historię pierwszych zanotowanych osób o tym nazwisku. Podczas spotkania pan Niewiadomski opowiedział jak pierwsi Kęszyccy otrzymali prawo do reprezentowania swojej rodziny herbem Nałęcz. Dla zainteresowanych przekazano informację , że dostęp do rozmowy z panem Mirosławem Kęszyckim można uzyskać za pośrednictwem Instytutu Pileckiego . Natomiast wspomnienia matki pana Kęszyckiego p.t. „Wspomnienia z tajgi” znajdują się w ośrodku Karta. Pan Mirosław Kęszycki , mimo skończonych 90 lat imponował wigorem , pamięcią i świetnym głosem. Wysunął propozycję, żeby następne spotkanie było „śpiewające” , poświęcone starym, odchodzącym w zapomnienie pieśniom i piosenkom. Po prezentacjach, wszyscy ruszyli częstować się przyniesionym wielkanocnym przysmakami. Nie zabrakło pięknie udekorowanych jaj, mazurków i przygotowanych przez p. Morawskiego ciasteczek z herbem Nałęcz. Degustowaliśmy przywiezioną aż z Krakowa nalewkę. Jak zwykle spotkanie okazało się za krótkie ale żegnaliśmy się mając nadzieję , że okoliczności pozwolą nam spotykać się częściej.
Zdjęcia ze spotkania Wielkanocnego. Uczestnicy Wykładowcy
Wielkanoc we wspomnieniach Przed spotkaniem Wielkanocnym zwracałem się z prośbą o nadesłanie wspomnień związanych ze Świętami Wielkanocnymi. Napłynęły dwa opisy przesłane przez Annę Janinę Chełmicką i Tadeusza Topolskiego. Poniżej zamieściłem je w kolejności nadesłania. Anna Janina Chełmicka Wspomnienia Wielkanocne Dawno, dawno temu, kiedy ja i mój brat byliśmy dziećmi, zbliżające się Święta Wielkanocne były bardzo ważnym wydarzeniem. W domu trwała krzątanina, gromadzenie wiktuałów, które za chwilę miały być przetworzone w pyszne potrawy. Tato szykował beczkę do wędzenia szynek i kiełbas. Aromat palonego drewna olchowego unosił się na całym podwórku. Po uwędzeniu szynkę z nogą umieszczono w spiżarni a ja musiałam zrobić na niej napis z goździków: WIELKANOC. W kuchni w glinianych formach rosły drożdżowe baby. Pachniało ciastem, skórką pomarańczową i czekoladą. Ja i brat czkaliśmy na zrobienie polewy na mazurki, żeby dostać do wylizania garnek albo chociaż łyżkę. Dla każdego z nas były przygotowane jajka, zabarwione na brązowo w wywarze z łupin cebuli. Wyskrobywaliśmy na nich z zapałem różne wzorki, trochę koślawe ale i tak piękne. Do moich obowiązków należało zdobienie mazurków migdałami, orzechami i skórką pomarańczową. To nawet mi się podobało bo zawsze można było „coś spróbować”. W Wielka Sobotę, ja z bratem, przygotowywałam koszyczek wielkanocny z różnymi potrawami. Był śliczny. Zawinięte w serwetkę z białym haftem, zrobioną przez moją Babcię leżały różne potrawy: nasze pisanki, kiełbaski, w kryształowej solniczce sól i pieprz, chlebek specjalnie upieczony i mała babeczka drożdżowa. Na samym wierzchu usadowił się baranek z cukru. Biegliśmy do kościoła szybciutko, żeby po powrocie móc zjeść pyszne śniadanko. W pierwszy dzień Świąt w domu robiło się gwarno. Przychodziły Ciocie i Wujkowie, pojawiała się druga Babcia, która przywoziła pyszne jajka faszerowane w skorupkach. Do dziś ja i brat musimy je mieć na wielkanocnym stole. Drugi dzień - śmigus dyngus. Próbowaliśmy ochronić się przed oblaniem przez Tatę. Opracował wspaniałą metodę oblewania duża strzykawką z wodą. Zawsze trafiał daleko i do celu. Mój brat postanowił być mniej precyzyjny ale skuteczny. Wlał mi całe wiadro wody do łóżka. To był po prostu moment mojej nieuwagi. Pamiętam Święta Wielkanocne zawsze kolorowe, radosne i pełne nadziei na odrodzenie bo przecież wiosna stała już na progu. Tadeusz Topolski MOJE ŚWIĘTA WIELKANOCNE W kraju ajatollahów Na początku ostatniej dekady ubiegłego wieku pracowałem u włoskiego inwestora „Italimpianti” (Włoskie Instalacje), na budowie ogromnego kompleksu petrochemicznego w Iranie, w okolicach miasta Arak, 300 km na południe od Teheranu. Ponieważ towarzystwo było międzynarodowe, wchodząc rano do biura jednym tchem witałem się z pracownikami: dzień dobry–buon giorno–good morning–sob beheir! i rozpoczynałem pracę. Akurat wypadły Święta Wielkanocne, pokrywające się niemal z początkiem muzułmańskiego Nowego Roku; w Iranie rozpoczął się rok 1368. W kraju islamskich szyitów dniem wolnym od pracy jest piątek, zatem Wielka Niedziela, dzień Zmartwychwstania Pańskiego, była zwykłym dniem roboczym. Dla europejczyków zrobiono jednak wyjątek i pracowaliśmy tylko do południa. Po lunchu na stół wjechał olbrzymi tort z napisem „Buona Pasqua”. Złożyliśmy sobie życzenia, każdy w swoim języku, i to było całe świętowanie. Resztę dnia spędziłem rozmyślając. Były to moje najsmutniejsze święta, z dala od kraju, rodziny i przyjaciół, w oderwaniu od polskiej tradycji wielkanocnej. Po latach dowiedziałem się, że nieświadomie uczestniczyłem w realizacji programu atomowego Iranu. Arak Petrochemical Complex był miejscem gdzie rozpoczęto prace nad budową broni termojądrowej. Podobno trwają do dziś i są mocno zaawansowane. W tanecznym rytmie Najweselsze, żywiołowe i radosne święta przeżyłem w Meksyku, dokąd podróżowałem z żoną Danutą. * Wielki Piątek. Zocalo – centralny plac w stolicy Meksyku, inscenizacja wielkopiątkowa. Na wielkim podium kobieta w kowbojskim stroju, wskazując na przebranych Żydów i rzymskich centurionów krzyczy: „Oni zabili Jezusa”. Zebrany wokół tłum wygraża pięściami i złorzeczy. Po chwili dodaje: „Ale nie martwcie się, On niedługo zmartwychwstanie”. Nastrój zmienia się diametralnie, tłum wydaje radosne okrzyki i klaszcze w dłonie. W kościele, do którego zajrzałem po drodze, ścisk był taki, że z trudem mogłem oddychać. * Wielka Sobota. Tasco, światowe centrum srebra, 150 km na zachód od miasta Meksyk. Kruszcu jest tyle, że można kupić konia z rzędem naturalnej wielkości, oczywiście cały ze srebra. O północy zostaliśmy obudzeni feerią fajerwerków. Tak Meksykanie witali zmartwychwstałego Jezusa. Tańcom i śpiewom nie było końca, trwały do białego rana. * Wielka Niedziela. Ponieważ w Meksyku nie ma zwyczaju święcenia pokarmów, śniadanie było z własną „święconką”: jajka, kiełbasa przywieziona z kraju, chleb kukurydziany i kawałek miejscowego ciasta. Popołudniowa procesja zupełnie nie przypominała tej w Polsce. Uczestnicy z balonikami wznosili radosne okrzyki i śpiewali pieśni przypominające bardziej operetkowe przeboje fru-fru, niż śpiewy religijne. Ze zdumieniem zobaczyłem, iż na czele procesji niesiono portret polskiej świętej, Siostry Faustyny Kowalskiej, co świadczy o tym, że jej kult jest też znany za oceanem. Na środku oceanu To mogły być zupełnie zwyczajne święta, gdyby nie to, że była to Wielkanoc na ... Wyspie Wielkanocnej. Po pięciu godzinach lotu z Santiago de Chile pojawia się maleńki punkt na oceanie. Lądujemy na lotnisku Mataveri, na pasie startowym przystosowanym do lądowania promów kosmicznych. Jesteśmy na Isla Pascua, w języku tubylców Rapa Nui, najbardziej odosobnionym skrawku lądu na świecie. Tu, w cieniu tajemniczych posągów, spędzimy święta. Świąteczny dzień, Wielką Niedzielę, rozpoczynamy od uczestnictwa we mszy św. w kościele, z którego droga prowadzi wprost do oceanu. Ksiądz z girlandą storczyków na szyi wita każdego indywidualnie. Wewnątrz kościoła zwraca uwagę rzeźba rapanuiskiego Ducha św. w postaci człowieka-ptaka, co ma związek z mitologią Wyspy, piękne tabernaculum z drewna toromiro oraz figura Madonny z Dzieciątkiem, z charakterystycznymi dla mieszkańców Polinezji rysami twarzy. Podczas przekazywania sobie znaku pokoju wszyscy trzymają się za ręce, tworząc wspólnotowy łańcuch wiernych; urzekający jest śpiew zgromadzonych w kościele tubylców. W następnych dniach poruszamy się po wyspie pośród posągów moai, których jest kilkaset, ustawionych na ahu, platformach. Jak zostały przetransportowane na miejsce „postoju”, nieraz z odległości wielu kilometrów, a niektóre z nich to prawdziwe olbrzymy, tego nikt nie wie. Zwiedzając pradawną wioskę etnograficzną poproszono nas – mnie i żonę – o podanie narodowości. Na dźwięk słowa Polonia usłyszeliśmy: Papa. Był to czas pontyfikatu Juana Pablo czyli Jana Pawła II. Wiedziano o nim na dalekiej wyspie. Żegnamy tę niezwykłą wyspę udekorowani przez naszych gospodarzy – zgodnie z miejscową tradycją – naszyjnikami z muszli.
1 sierpnia w wielu miejscach godnie były obchodzone uroczystości związane z wybuchem Powstania Warszawskiego. W tym dniu zapaliliśmy znicze przy tablicy znajdującej się w Warszawie przy ulicy Wolskiej niedaleko ulicy S. Staszica. Tablica znajduje się w miejscu gdzie stał pałacyk Michlera, który był punktem obrony batalionu Parasol. Tekst piosenki powstańczej: Pałacyk Michla, Żytnia, Wola, bronią jej chłopcy od „Parasola”, choć na „tygrysy” mają visy to warszawiaki, fajne chłopaki – są! ……………………………………….. 5 sierpnia minęła 250 rocznica I Rozbioru Polski (Rzeczypospolitej Obojga Narodów) w 1772 roku. Był to akt międzynarodowego terroryzmu międzynarodowego. W tym dniu w Petersburgu podpisano pomiędzy Rosją, Prusami i Austrią traktat rozbiorowy. Do inicjatywy Zofii von Anhalt, Niemki carycy Rosji, nazwanej Katarzyną Wielką przystąpił Pruski władca Fryderyk II Hohenzollern i austriacki cesarz Józef II von Habsburg. Była to nasza wielka tragedia narodowa. 15 sierpnia przypadała 102 rocznica Bitwy Warszawskiej. W dniach 13-15 sierpnia 1920 r. na przedpolach Warszawy rozegrała się decydująca bitwa wojny polsko-bolszewickiej. Określana mianem "cudu nad Wisłą", która skończyła się zwycięstwem Wojska Polskiego nad Armią Czerwoną. Bitwa Warszawska została uznana za osiemnastą przełomową batalię w historii świata. Zadecydowała o zachowaniu niepodległości przez Polskę i zatrzymała marsz rewolucji bolszewickiej na Europę Zachodnią. Pamiętajmy, że 15 sierpnia jest także Świętem Wojska Polskiego oraz Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Nadesłane opracowanie Na moje apele o nasyłanie wspomnień rodzinnych Andrzej Lesiecki przysłał ciekawe opracowanie na temat swojej stryjenki Marii Lesieckiej. Andrzej Piotr Lesiecki Życiorys mojej stryjenki Marii Lesieckiej opisałem na podstawie dokumentów dotyczących rodziny Lesieckich i Lipnickich, znajdujących się w Archiwum Akt Dawnych w Warszawie. Ojciec Marii, Oktawian był starszym bratem mojego dziadka Józefa Dawida. MOJA STRYJENKA MARIA Maria Lesiecka, córka Oktawiana i Jadwigi z Lipnickich (fotografia 1i2) urodziła się 29.07.1898 roku w miejscowości Kotielnicz gub. Wiackiej, gdzie Ojciec otrzymał pierwszą posadę leśniczego, po ukończeniu Instytutu Leśnego w Petersburgu. Lata dziecięce mała Maria(f.3) spędzała w majątku Lipnickich h. Hołobok w Krynkach (gniazdo rodzinne Matki), około 20 km od Nowogródka, nad rzeką Serweczą lewym dopływem Niemna. Parafia katolicka znajdowała się w Worończy. gdzie rodzina wyjeżdżała na msze niedzielne i świąteczne. Organizowano wycieczki nad jezioro Świteź. Naukę podstawową pobierała Maria wraz z rodzeństwem w pobliskich dworach, w których wiedzę przekazywały nauczycielki po tzw. Kursach Bestużewa (w Rosji carskiej młodym pannom nie wolno było studiować na wyższych uczelniach). Wielokrotnie zmieniano Ojcu miejsca pracy, a były to: Tychwin (w mieście znajduje się Tychwińska Ikona Matki Bożej), Pigaria(wspomnienia o galowym mundurze Ojca, długi, ciemnozielony z aksamitnymi wypustkami i złotymi guzikami, szpada) Łuck, Kiwerce. Gimnazjum stryjenka Maria ukończyła w Nowgorodzie w czasie trwającej I-ej wojny światowej. W latach 1916-19018 w Petersburgu uczęszczała na Kursy Rolnicze im. Prof. Stebuta. Wybucha rewolucja bolszewicka, decyzją Rodziców latem w roku 1918 Maria z rodzeństwem: Zenonem, Tadeuszem, Ireną i Czesławem wyrusza w podróż przez Syberię do Charbina w Mandżurii. Linia kolejowa prowadzi przez: Wołogdę, Wiatkę, Perm, Ekaterynburg, Tiumeń, Omsk, Nowonikołajewsk, Irkuck. W Omsku stolicy białego rządu rosyjskiego admirała Korczaka, zawiązuje się w roku 1918 Polski Komitet Wojenny z delegaturami w Tomsku, Nowonikołajewsku, Irkucku i Charbinie. Komitetem kieruje major Walerian Czuma. Świadectwo Legitymacyjne PKW otrzymuje Maria w Mandżurii.(f.5) W Nowonikołajewsku gdzie stacjonował Sztab Dywizji Syberyjskiej pod dowództwem płk. Czumy i płk. Rumszy, bracia Zenon i Tadeusz zaciągają się do Wojska Polskiego, niebawem zostają wzięci do niewoli sowieckiej. We wrześniu !919 roku dociera Maria z Ireną i Czesławem do Irkucka. Po czterech miesiącach postoju koleją Nadbajkalską przez Wierchnieudińsk (dzisiejszy Ułan Ude) w styczniu 1920 roku dociera do Charbina. Serdeczne powitanie ze stryjem Józefem i wreszcie odpoczynek w domu rodziny Lesieckich. Latem tegoż roku przy pomocy rodziny z Charbina Maria z rodzeństwem zostaje zaokrętowana na statek „Jarosław” w porcie Dalnyj. Po długim rejsie przez Nagasaki, Hong-Kong, Singapur, Colombo, Port Said, Gibraltar docierają do Gdańska. Pierwsze lata w odzyskanej Polsce nie były łatwe, rodzice z siostrą Wandą w Łucku, Maria w Warszawie (f.4), rozpoczyna studia na SGGW, kończy z dyplomem. Po szczęśliwie przeżytej okupacji hitlerowskiej Maria przenosi się do Słupska, gdzie umiera w 1985 roku.
Nowi członkowie W dniu 1 kwietnia 2022 roku Michał Kęszycki złożył deklarację przystąpienia do Koła Nałęczów i został przyjęty. Zapraszamy pana Michała do aktywnej działalności. Pożegnania 25 lutego 2022 roku z wielkim żalem pożegnaliśmy Janusza Łączyńskiego członka zarządu, założyciela i długoletniego współpracownika Koła Nałęczów. Serdecznie zapraszam do nadsyłania wspomnień związanych z wydarzeniami rodzinnymi nawiązującymi do historii i współczesności. Mam także nadzieję, że zachęcę członków naszego Koła do nadsyłania swoich biografii ( w tym wyróżnień, odznaczeń, dokumentów potwierdzających szlachectwo ). Zapraszam nasze Koleżanki i Kolegów do zgłaszania tematyki wykładów, spotkań i ciekawych wyjazdów w celu lepszego poznawania historii Nałęczów.
Adres do korespondencji: Koło Nałęczów, Zarząd Krajowy Ludwik Chełmicki, ul. Bolecha 25, 01-437 Warszawa, tel. 601354916, e-mail: nalecz@chelmicki.org.pl Adres strony internetowej Koła Nałęczów: www. kolo-naleczow.waw.pl |